UKRYTE PŁOMIENIE: Sekretna gra miłosna miliardera

UKRYTE PŁOMIENIE: Sekretna gra miłosna miliardera
HISTORIA DLA CIEBIE
UKRYTE PŁOMIENIE: Sekretna gra miłosna miliardera
ODCZYTY480,9K
POLUBIENIA189,4K
Rozdział 1

– Mio, masz coś na swoje usprawiedliwienie? – głos pana Wardena przeciął ciszę, zimny i pełen pogardy.

Przełknęłam ślinę, zmuszając się, by utrzymać równowagę w głosie. – Ja… nie wzięłam żadnych pieniędzy. Nie wiem, skąd to się wzięło.

Oczy pani Hawthorne zwęziły się, jej spojrzenie było ostre i wyrachowane. – Naprawdę? Bo dokładnie to powiedziałby złodziej.

– Co? Nie! – Rzuciłam okiem po pokoju, szukając kogoś, kto mógłby mnie poprzeć. Mój wzrok zatrzymał się na Adrianie na końcu stołu. Jego szczęka była zaciśnięta, wyraz twarzy nieczytelny.

– Panie Knight, pan w to nie wierzy, prawda? – Starałam się utrzymać ton pełen szacunku. Ale przebił się przez niego desperacja.

Jego wzrok spotkał się z moim, ale nie było w nim pocieszenia, ani zapewnienia. – Źle to wygląda, Mio.

Te słowa uderzyły we mnie jak policzek. Poczułam, jak serce mi opada, ale zmusiłam się, by trzymać głowę wysoko. – Znasz mnie. Wiesz, że bym tego nie zrobiła… Nie zrobiłam tego.

Milczenie Adriana było druzgocące. Lisa, która była przyjaciółką – a przynajmniej tak myślałam – pochyliła się do przodu, a jej usta wykrzywił rozbawiony uśmiech.

– Och, Mio, nie udawaj takiej niewiniątka. – Wzruszyła lekko ramionami. – Jak to mówią: "Apetyt rośnie w miarę jedzenia". (Dosł. "Pragnienie może napompować ego osoby.")

Odwróciłam się do Lisy, czując, jak zdrada ściska mi gardło. – Liso, jak mogłaś…

– Wszyscy to widzimy, Mio – weszła mi gładko w słowo. – Myślałaś, że ci się upiecze, bo jesteś taka… blisko z pewnymi osobami tutaj.

– Dość. – Głos pana Wardena był stanowczy, odprawiając mnie bez słowa. – Mio, ta firma ci zaufała i wszyscy tutaj widzą dokładnie, co zrobiłaś.

Przełknęłam złość, ignorując wstyd piekący moją skórę. – Dziękuję za możliwość wypowiedzenia się – powiedziałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu. – Ja… już pójdę.

--

Droga do domu wydawała się dłuższa niż zwykle, każdy krok obciążony tysiącem myśli. Odtwarzałam w głowie każdą chwilę, każde słowo, mając nadzieję zrozumieć, jak wszystko tak nagle się rozpadło.

Kiedy w końcu dotarłam do mojego mieszkania, otworzyłam drzwi i weszłam do środka, gotowa paść z nóg po tym dniu. Jedyne, czego pragnęłam, to porozmawiać z Grzegorzem, opowiedzieć mu o wszystkim. Ale kiedy weszłam, usłyszałam głosy – śmiech, i to nie tylko Grzegorza.

– Grzegorz? – zawołałam, idąc w stronę dźwięku, czując skręcanie w żołądku. – Ja tylko… Miałam najgorszy dzień i muszę z tobą porozmawiać.

Doszłam do salonu i zamarłam.

Tam był, śmiejąc się z kobietą, której nigdy wcześniej nie widziałam. Siedziała blisko niego na kanapie, jej ręka spoczywała swobodnie na jego ramieniu, jakby tam należała.

Spojrzeli w górę, oboje zaskoczeni. Kobieta uśmiechnęła się, prawie z zadowoleniem, jakby prowokując mnie do reakcji.

– Mio… – zaczął Grzegorz, ale nie odsunął się od niej. Siedział tam, obserwując mnie, jakby to on był ofiarą.

– Czy ja… komuś przeszkadzam? – Mój głos był cichy, z gorzką nutą.

Kobieta uniosła brew. – Cóż, to niezręczne – mruknęła z uśmieszkiem, wstając powoli. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, jakby oceniając i odrzucając mnie jednocześnie. – Zostawię was dwoje, żebyście… porozmawiali.

Kiedy wyszła, Grzegorz westchnął, wstał i wsunął ręce do kieszeni. – Słuchaj, Mio. Między nami… od jakiegoś czasu coś jest nie tak. Zawsze jesteś taka zestresowana, zawsze pracujesz do późna…

– Och, więc to moja wina? – Przerwałam mu, czując, jak złość wypiera ból. – Zdradzasz mnie, bo pracuję, żeby zbudować przyszłość?

Wzruszył ramionami, unikając mojego wzroku. – Może po prostu chcemy różnych rzeczy. Nie mogę być z kimś, kto ma obsesję na punkcie swojej pracy.

Zaśmiałam się gorzko, krzyżując ramiona. – Wiedziałeś dokładnie, do czego dążę. A teraz, bo zrobiło się dla ciebie trochę trudniej, odrzucasz to wszystko?

Nie odpowiedział, tylko westchnął, jakby był znudzony tą rozmową. W końcu chwycił płaszcz. – Może tak będzie lepiej.

– Tak – wymamrotałam, patrząc, jak wychodzi. – Może i tak.

Drzwi się zamknęły i stałam tam sama w ciszy, próbując to wszystko przetrawić. Zdradzona w pracy, oskarżona o coś, czego nie zrobiłam, a teraz… to.

Chciałam krzyczeć, płakać albo się załamać. Ale nie mogłam sobie pozwolić na upadek. Nie teraz. Miałam rachunki do zapłacenia i drugą pracę, która na mnie czekała.

---

Ciepłe, znajome dźwięki kawiarni otuliły mnie, gdy zawiązywałam fartuch. Szmer głosów, brzęk naczyń – to był pewien rodzaj komfortu, tymczasowa ucieczka od bałaganu w moim życiu.

– Ciężki dzień? – zapytał Sam, mój współpracownik, podając mi tacę z zamówieniami.

– Nie masz pojęcia – wymamrotałam, próbując się uśmiechnąć.

– Cóż, teraz tu jesteś – powiedział z uśmiechem. – Jedna filiżanka kawy na raz, prawda?

Skinęłam głową, skupiając się na zadaniu. Dam radę. Musiałam.

W miarę upływu wieczoru wpadłam w rytm przyjmowania zamówień i obsługiwania klientów. Powtarzalność znieczulała ból tego dnia, choćby trochę. Ale wtedy podniosłam wzrok i poczułam, jak serce mi podskakuje.

Adrian stał przy ladzie i obserwował mnie.

Zamrugałam, niepewna, czy sobie czegoś nie wyobrażam. Ale nie, to był on – mój szef, ten sam mężczyzna, który milczał, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Odłożyłam tacę, wycierając ręce o fartuch, gdy podeszłam.

– Panie Knight – powiedziałam cicho, starając się utrzymać równowagę w głosie. – Ja… Nie spodziewałam się pana tutaj.

Uniósł brew. – Myślę, że jesteśmy już poza formalnościami, Mio.

– Racja. – Wymusiłam uśmiech. – Ja tylko… Chciałam panu powiedzieć, że tego nie zrobiłam. Nigdy bym nie ukradła firmie…

Podniósł rękę, przerywając mi. – Wiem.

Te słowa zaskoczyły mnie, odebrały mi mowę. – Pan… wie?

– Tak. – Jego spojrzenie złagodniało, cień czegoś w rodzaju żalu przemknął po jego twarzy. – Ale nie było innej opcji. Na razie ktoś musiał wziąć winę na siebie. Byłaś… wygodnym kozłem ofiarnym.

– Kozłem ofiarnym? – Mój głos zadrżał z frustracji. – Byłam lojalna wobec firmy. Ciężko pracowałam na wszystko, a teraz jestem po prostu…

– Mio. – Jego ton złagodniał. – Wiem, kim jesteś. Wiem, jakim jesteś człowiekiem.

– Więc… jak to naprawić? – Zapytałam, desperacja wkradła się do mojego głosu. – Jak oczyścić swoje imię?

Przez chwilę milczał, jego wzrok był utkwiony w moim. Potem, z wyrazem, którego nie potrafiłam odczytać, pochylił się bliżej.

– Jest jeden sposób – powiedział, ledwo słyszalnym szeptem.

Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w jego twarz. – O czym pan mówi?

– Wyjdź za mnie – odpowiedział, jego ton był poważny i stanowczy.

Świat zdawał się przechylać wokół mnie. Zamrugałam, pewna, że się przesłyszałam. – Przepraszam?

Nie drgnął. – Wyjdź za mnie, Mio. To jedyny sposób, żeby to naprawić.

16
Wysokość Wiersza
Grubość Czcionki

Katalog

Udostępnij

Customer Service

Loading...