Sto osiemdziesiąt jeden
Otworzyła oczy, zamglone pożądaniem dla niego. Nigdy w życiu nie widział piękniejszego widoku. "Możesz. U-ufam ci, Królu Lucjanie."
"Nieba." Gardłowy warkot wyrwał się z jego ust, gdy resztki jego kruchej kontroli obróciły się w proch wobec niewinnej, szczerej ufności w jej głosie.
Musi ją mieć.
Musi być też delikatny, żeby nie skrzywdzić swojego dziecka. Nie wiedział, jak to zrobić, ale spróbuje,