Rozdział 110
Epilog –
Trzy miesiące później.
Jasny blask księżyca spływał po wypolerowanym drewnie podłogi sypialni, a zasłony przy otwartych drzwiach unosiły się w pokoju na ciepłej, nocnej bryzie.
– O, Boże, Lucy! – głos Roberta był niski, szorstki od namiętności. – Ach… kurwa… – jego słowa zagłuszyły nieskładne okrzyki, gdy wbijał swojego twardego kutasa w miękkie usta Lucy, a palce plątały się w jej kaszta