ZAIA.
Kiedy wracam do domu, wszędzie, gdzie spojrzę, widzę go, widzę życie, które tu razem zbudowaliśmy. Paraliżujący ból ogarnia mnie na myśl o tym, co zostawiam za sobą, ale nie pozwolę mu zabrać mi więcej.
Nie pozwolę mu skrzywdzić życia, które rośnie we mnie. Te dzieci są moje w takim samym stopniu jak jego i zrobię dla nich wszystko, co w mojej mocy.
Zaczynam się pakować, biorąc tylko to, co najpotrzebniejsze, i wrzucam do walizki. Im szybciej stąd wyjadę, tym lepiej.
Piszę krótką notatkę do Emmy, dziękując jej za jej usługi.
Podnosząc umowę rozwodową, siadam przy stole w jadalni. Cisza w domu jest ogłuszająca.
Emma musiała już skończyć pracę i wyjść. Drżącymi rękami podpisuję dokumenty, zamykam teczkę, a wraz z nią drzwi do tego rozdziału mojego życia.
Sięgając po telefon, wpatruję się w numer mojej matki. Dawno do niej nie dzwoniłam… Chociaż ona i mój ojciec są w separacji, ona również była przeciwna mojemu małżeństwu z Sebastianem.
Wiem jednak, że zrozumie mnie lepiej niż ktokolwiek… W końcu mój ojciec zostawił ją dla nikogo innego jak matki Annalise.
Moi rodzice byli sobie przeznaczeni, ale mój ojciec miał romans z inną kobietą, dlatego Annalise urodziła się zaledwie kilka dni po mnie.
Moja macocha nie tylko odebrała mojej mamie partnera, ale także mojego tatę.
Kiedy byłam mała, byliśmy blisko, ale moja macocha tego nie lubiła i zawsze nastawiała go przeciwko mnie, próbując skłócić nas ze sobą. W końcu jej się to udało.
Mimo że wychowywałam się w luksusach i otrzymałam najlepsze wykształcenie, nasza relacja stała się dla niego jedynie formalnością. Obowiązkiem, którego już nie chciał.
Kiedy dorastałam, mój ojciec utrzymywał kontakt. Oczywiście, wpadał nawet na moje urodziny, ale w momencie, gdy odmówiłam rezygnacji z Sebastiana dla Annalise, on też się mnie wyrzekł.
Pojadę do domu mamy i zapytam, czy mogę u niej zostać na kilka dni. Wystarczająco długo, abym mogła poukładać sobie wszystko w głowie.
Łzy spływają po mojej twarzy, gdy zsuwam obrączkę z palca i kładę ją na teczce z dokumentami rozwodowymi. Chwytając za rączkę walizki, ciągnę ją za sobą, mówiąc Ethanowi, żeby przyprowadził samochód.
Z ostatnim, długim spojrzeniem w dół korytarza, odchodzę.
Jego zdrada zeszłej nocy wciąż odbija się echem w moich uszach. Złość w jego głosie wciąż mnie prześladuje. Wspomnienie jego i Annalise w biurze wciąż kłuje.
Myślałam, że ta ciąża może uratować naszą więź, ale byłam głupia, myśląc tak. Powinnam była wiedzieć, że nigdy mi nie uwierzy bardziej niż jej, kiedy po raz kolejny oskarżył mnie o kłamstwo.
Wychodząc na zewnątrz, widzę, że deszcz przestał padać, a tęcza rozpościera się na niebie, witając mnie z otwartymi ramionami, ale nie mogę docenić jej piękna, nie dzisiaj. Ciężar na moich barkach jest ogromny, a ból już zaczyna drapać mnie od środka.
Ostry ból w piersi prawie powala mnie na kolana, mój wzrok się rozmazuje. Ciche jęknięcie wydobywa się z moich ust, zanim zdążę je powstrzymać.
Odgłos zatrzaskiwanych drzwi samochodu sprawia, że podnoszę wzrok.
Bastien?
"Luno! Wszystko w porządku?"
Ethan…
Kiwam głową, starając się zachować siłę. "Tak. Proszę, zawieź mnie do domu mojej matki."
"Tak, oczywiście, chodź Luno…" Pomaga mi wsiąść do samochodu, wkłada moją walizkę do bagażnika i zajmuje miejsce kierowcy.
"Mieszka na Oak Mill Drive" - mówię słabo. Nie jestem już w stanie powstrzymać łez, gdy wpatruję się w mój dom, który teraz znika z pola widzenia.
"Tak, Luno, zawiozę cię tam natychmiast" - szepcze, jego ton jest zaskakująco łagodny. Jego oczy spotykają się z moimi w lusterku wstecznym, wypełnione troską, która jest mi obca.
Opieram głowę o szybę, gdy jedziemy przez miasto, a mijające samochody i ludzie zlewają się w jedną całość.
Docieramy na ulicę mojej matki po dwudziestu minutach jazdy i wskazuję na jej bladozielone drzwi. Farba łuszczy się, a dom wygląda na bardziej zniszczony niż go pamiętam, ale przywołuje falę nostalgii z mojego dzieciństwa.
Kiedy ostatni raz ją tu odwiedziłam?
Minęło zbyt wiele czasu.
Ethan otwiera mi drzwi, po czym szybko idzie po moją walizkę i zanosi ją pod drzwi wejściowe. Kiedy stawia moją walizkę, wręczam mu kopertę. Patrzy na mnie zaskoczony.
"Co to jest, proszę pani?"
"Po prostu wyraz wdzięczności za wszystko, co zrobiłeś."
"Luno…"
"Żegnaj, Ethan" - mówię. Waha się, ale kiwa głową i odchodzi.
Widzę, jak poruszają się firanki w kilku oknach. Na tej małej, krętej uliczce wszyscy są zawsze ciekawi, kiedy pojawia się nieznana twarz, zwłaszcza gdy jest w luksusowym samochodzie, który tu nie pasuje.
Czekam, aż odjedzie, po czym biorę głęboki oddech i pukam do drzwi.
Moje nerwy dają o sobie znać i zaczynam wątpić w swoją decyzję. Może powinnam po prostu zameldować się w hotelu. Nie powinnam tu przychodzić.
Mam już chwycić za walizkę i uciekać, kiedy drzwi się otwierają i staję twarzą w twarz z szarymi oczami mojej mamy.
"Mamo…"
"Zaio?" - odpowiada zaskoczona. Jej wzrok pada na walizkę, po czym uważnie wpatruje się w moje oczy. "Wszystko w porządku?"
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, moje oczy wypełniają się łzami. Podnosi moją walizkę, rozgląda się po ulicy i wzywa mnie do środka, zamykając drzwi przed wścibskimi oczami, które mogą nas obserwować, i przyciąga mnie do pocieszającego uścisku, a ja w końcu się załamuję. Szlochając z powodu mojego zrujnowanego małżeństwa i utraty partnera.
Dziesięć minut później siedzę na zniszczonej sofie w małym salonie. Wydmuchuję nos w chusteczkę, pociągając nosem.
"Czy on wie, że jesteś w ciąży?" - pyta mama, głaszcząc mnie po plecach, zaciskając usta i marszcząc brwi.
Kiwam głową, "Nie, nie ma sensu, mamo. Jest całkowicie zauroczony Annalise, teraz gdy wróciła. Nie sądzę, żebym powinna używać tych dzieci, aby uwięzić go w małżeństwie, którego wyraźnie nie chce."
Mama wzdycha i kiwa głową.
"Jeśli nie chcesz, żeby wiedział, to zachowamy to w tajemnicy. Dzieci nigdy nie są sposobem na zatrzymanie mężczyzny. Kiedyś porzucił Annalise dla ciebie, nawet jeśli zostanie z tobą tymczasowo z powodu dzieci. Pewnego dnia cię porzuci, tak jak zrobił to teraz."
"Mamo, byliśmy sobie przeznaczeni. Wiesz, jakie to ważne. Nie sądziłam, że to zrobi" - protestuję. Przecież nie ukradłam niczego, co nie należało do mnie!
Wzdycha, klepiąc mnie po ramieniu. "Tak, kochanie, wiem, ale poleganie tylko na więzi partnerów nie wystarczy, aby utrzymać parę razem. Wiedziałaś o tym, ale zakochałaś się w nim i postanowiłaś to zignorować. Ale on najwyraźniej nie dbał o to wystarczająco."
"Wiem…" - szepczę, czując smutek, że nadal tak myśli, w końcu Sebastian traktował mnie dobrze… przynajmniej do tej pory.
"Czy już cię odrzucił?" - pyta mama, gdy jestem trochę spokojniejsza.
Kiwam głową. "Jeszcze nie, ale jestem pewna, że wkrótce to zrobi."
"Czy jego odrzucenie zaszkodzi dzieciom?"
Kiwam głową. "Nie, pytałam Valerie, ale powiedziała, że prawdopodobnie nie będę mogła mieć więcej dzieci po tym."
"Bogini! Zaio, nie możemy pozwolić mu cię odrzucić. To zrujnuje twoje szanse na bycie matką!"
"Mamo! Nadal je mam, te dwa cenne dzieci, które rosną we mnie. To więcej niż wystarczająco. Poza tym, nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła jeszcze kogoś pokochać" - mówię cicho, kładąc rękę na brzuchu. "Podjęłam decyzję. Pozwolę mu odejść. Mam nadzieję, że poprzesz tę decyzję i zachowasz ją w tajemnicy."
Wyciągając rękę, mocno ściskam jej dłoń w mojej. Jej dłonie są zimniejsze i bardziej pomarszczone niż ostatnim razem, gdy je trzymałam. Ściskam je, mając nadzieję, że zrozumie.
"Dobrze… Nie sądzę, żebyś go potrzebowała. Jutro idź i miej z nim skończone. Wtedy możesz skupić się na sobie i swoich dzieciach. Jesteś jeszcze młoda Zaio, znajdziesz kogoś lepszego."
"Czy znajdę? To powiedz mi, mamo, dlaczego ty nie posunęłaś się naprzód?"
Wstaje, moje słowa wyraźnie ją denerwują. "Moja sytuacja była… inna."
"Przepraszam, mamo" - mówię, wstając. Odwraca się do mnie i uśmiecha się smutno, kręcąc głową.
"Nie Zaio, wszystko w porządku, damy radę" - mówi, po czym przyciąga mnie do ciepłego uścisku, którego naprawdę potrzebuję. "Masz mnie, twoje dzieci mają mnie, wyprowadzimy się z tej watahy, gdzieś na obrzeża miasta lub dalej. Gdzieś, gdzie nigdy nie będzie mógł cię znaleźć ani spróbować zabrać twoich dzieci. Obiecuję ci, że będę cię chronić."
Kiwam głową, a mama wychodzi, mówiąc, że pójdzie przygotować mój pokój, zostawiając mnie samą w tym bogato zdobionym salonie.
Po chwili, gdy słucham, jak pod jej ciężarem skrzypią deski podłogowe, gdy porusza się na górze, wyjmuję telefon z torby.
Biorąc głęboki, uspokajający oddech, wybieram numer Sebastiana, dzwoni tylko raz, zanim odbiera.
"Halo?"
"Chciałam cię poinformować, że podpisałam dokumenty i wyjechałam" - mówię, starając się utrzymać stabilny głos.
Przez chwilę milczy. "Dobrze wiedzieć. Odrzucenie odbędzie się jutro rano. Przyjdź do mojego biura punktualnie o dziewiątej."
Jakby to było po prostu kolejne spotkanie biznesowe.
"W porządku, będę w sali watahy na czas" - odpowiadam cicho.
"Ok."
Rozłączam się, moje serce wali mi w piersi, dopasowując się do rytmu zegara, który złowrogo wisi na ścianie. On nawet nie żałuje swojej decyzji, ani trochę.