179
P.O.V. CAMILLI
Byliśmy gotowi do wyjazdu następnego ranka i pomimo, że nie chciał straszyć innych swoim szybkim gojeniem się ran, wyszedł nas pożegnać. Trochę się bałam tego, co zastaniemy w domu. Nie mogłam powstrzymać się od wiercenia się przez całą drogę. Nie miałam wieści od Christine ani od dzieci i martwiłam się o nie. Ryker splecionał nasze palce przez całą drogę. Nie powiedział ani słowa,