Dwieście sześćdziesiąt dziewięć
PUNKT WIDZENIA CAMILLI
Po rozmowie o krzyku Ryker zaczął się dziwnie zachowywać. Niemal wiercił się na krześle i co kilka sekund spoglądał przez ramię, jakby spodziewał się, że ktoś go zaatakuje. Rozumiałam, że martwi się o syreny, ja też się martwiłam, ale czułam, że jest w tym coś więcej.
Został jeszcze przez jakieś pół godziny, zanim w końcu się usprawiedliwił i zniknął, bogini jedna wie gdzie.