Rozdział 155 Księga 2 Uzdrowienie Bezwzględny alfa
Dogonił mnie. Oczywiście, że mnie dogonił. On był łowcą, a ja ofiarą. Nie było mowy o ucieczce przed tak wprawnym łowcą jak Cahir Armani. – Stój. – Rozkaz, który padł z jego ust… słowa, które padły z jego ust, nie należały do niego. To nie był jego głos!
Mój wzrok błądził dookoła w poszukiwaniu wyjścia, ale w końcu spoczął na nieruchomym ciele – zwłokach mężczyzny, którego zarżnął w niecałą minutę