Rozdział 275
Jej słowa raniły z intensywnością sędziego wyliczającego zbrodnie seryjnego przestępcy, kogoś, kto bezsprzecznie nie zasługiwał na litość. To było niemal tak, jakby przysięgła, że nie posłucha ani jednego mojego słowa. A przynajmniej nie w taki sposób, w jaki chciałem, żeby słuchała i rozumiała. Potrafiła jedynie znajdować błędy, a to pochłaniało moje poczucie rozsądku. Czułem, jak butelka frustra