Rozdział 1235
Zeszli z gór i, jak na zawołanie, lunął deszcz.
Niebo pociemniało. Dopiero trzecia po południu, a mrok panował jak w dzień Sądu Ostatecznego.
Ben patrzył na strugi deszczu smagające okno. W oczach mu zaszkliło.
Środek lata, a ciało rozkłada się w takim upale w niecały tydzień. Do tego ta potworna burza. Zapomnij o tygodniu, w takim klimacie zwłoki rozpadną się jeszcze dziś.
Rozdzwonił się telefon