Rozdział 237
Kentowi się jednak udaje – nie uronił ani kropli tequili. Gdy kończy, rzuca mi gniewne spojrzenie z dołu i, chyba w ramach kary, przeciąga językiem długim, powolnym ruchem od mojego pępka aż do połowy brzucha.
– Co ty sobie, do cholery, myślałaś, Fay? – warczy.
– Nie wiem – odpowiadam, wciąż szczerząc się do niego. – Widziałam to kiedyś na MTV, jak byłam dzieciakiem. Zawsze chciałam tego spróbować