Zegnij mnie, tatusiu

Rozdział 2

Serce wali mi jak młotem, gdy wychodzę z sypialni, wiedząc, że rodzice pewnie tego nie zaakceptują. Mam już osiemnaście lat, przypominam sobie. To może nie wystarczyło, żeby mnie wyciągnąć z tego przyjęcia, ale przynajmniej mogę się sama ubrać, do cholery. Mama unosi perfekcyjnie wymodelowaną brew, gdy wchodzę do salonu.

– Nie sądzę – mówi od razu, powoli skanując mnie wzrokiem, bez wątpienia szukając cekinów i nie znajdując ich.

– Jak ładnie wyglądasz – mówi tata, wchodząc do pokoju w jednym ze swoich czarnych smokingów.

– Ona nie może tego założyć – mówi mama, podchodząc, żeby poprawić mu muszkę.

Tata przygląda mi się, jakby nie rozumiał problemu. – Nie bądź śmieszna, kochanie. Wygląda pięknie, a to świetna okazja dla Zosi, żeby nawiązać kontakty i ewentualnie dostać ofertę pracy.

W oczach mamy zapalają się iskierki na te słowa. Oboje wbijają we mnie wzrok, jakby wszystkie ich przyszłe nadzieje i marzenia spoczywały na moich barkach.

Zanim zdążę zaprotestować, tata mówi: – Musimy iść, bo się spóźnimy. Wiesz, jak bardzo państwo Potoccy nienawidzą spóźnień.

To wprawia mamę w ruch. Broń Boże, żebyśmy kazali czekać cholernym Potockim. Przekazali tony pieniędzy na kampanie taty, a moi rodzice rozpływają się nad nimi do żenującego stopnia. Wychodzimy razem do czekającej limuzyny i jedziemy do jeszcze bardziej luksusowej dzielnicy po drugiej stronie miasta. Patrzę przez okno i obserwuję mijające rezydencje, myśląc, co to wszystko za gówno. Ci wszyscy fałszywi ludzie mieszkający w swoich ogromnych domach, które i tak są tylko na pokaz. To znaczy, nawet moi rodzice są pełni gówna. Tata zdradzał mamę tyle razy, że straciłam rachubę. Ale to nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, żeby to było trzymane w tajemnicy i żeby nigdy nie wniósł pozwu o rozwód. Nie mogę tego udowodnić, ale jestem prawie pewna, że mama też zdradza. Inaczej dlaczego tak mało obchodzi ją to, że tata rucha każdą blondynkę, którą dorwie?

Kiedy samochód zatrzymuje się na okrągłym podjeździe przed największym domem w okolicy, czekam, aż drzwi się otworzą, zanim wysiadam i patrzę w górę na rezydencję przede mną. Wow, ależ kompensacja? Prawie zaczynam się śmiać, ale udaje mi się to powstrzymać. Teraz nie jest czas na nieodpowiednie żarty o penisach. Teraz jest czas, żebym się zachowywała i była tą dobrą, małą dziewczynką, którą jestem. Tylko uśmiechy i cisza, tak jak wszyscy ci mężczyźni lubią swoje kobiety.

Wchodzimy do środka i przechodzimy przez zwyczajowe powitania pełne fałszywych uśmiechów i och, tak dobrze cię znowu widzieć! Pan Potocki wpatruje się we mnie bladobłękitnymi, szklistymi oczami i zaczynam żałować mojej decyzji co do sukienki, zwłaszcza gdy kładzie mi dłoń na plecach i pieści moją nagą skórę starym, męskim kciukiem, prowadząc mnie dalej do środka. Wydycham z ulgą, gdy jego żona macha na niego, żeby wrócił.

Zanim odejdzie, nachyla się i szepcze: – Nie znikaj mi, Zosiu. Teraz, kiedy masz osiemnaście lat, chciałbym porozmawiać z tobą o pewnej okazji biznesowej. – Robi pauzę i posyła mi obleśny uśmieszek, od którego prawie się wzdrygam. – Bardzo lukratywnej.

Nie czeka na odpowiedź, tylko odwraca się i posyła swojej żonie zbyt szeroki uśmiech, wracając do niej. Obrzydliwe! Słyszałam plotki, że lubi zatrudniać młode kobiety i że to absolutny koszmar dla tych biednych dziewczyn. Zasadniczo nęka je każdego dnia, aż je wykończy i w końcu się poddają. Nie ma mowy, żebym pracowała dla tego zboczeńca.

Rozglądam się po pełnym pokoju i zauważam, że moi rodzice są w głębokiej rozmowie z dwiema innymi parami. Wątpię, czy ktoś zauważy moją nieobecność w tak dużej grupie, więc tak dyskretnie, jak tylko potrafię, wymykam się na korytarz. Nie wiem, dokąd idę. Wiem tylko, że muszę się stąd wydostać. Po wejściu po jednych schodach i przejściu kilkoma różnymi korytarzami zatrzymuję się, gdy słyszę cichy szelest.

Ciekawa, podchodzę bliżej do zamkniętych drzwi i przykładam do nich ucho. Ktoś tam na pewno jest. Słyszę, jak ktoś grzebie. Nie dając sobie szansy na zastanowienie, chwytam za ozdobną klamkę i delikatnie otwieram drzwi. Potrzeba sekundy, żeby mój mózg nadążył i przetworzył to, co widzę. Obok jednej z tych stojących szkatułek na biżuterię, o której nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek miała wystarczająco dużo biżuterii, żeby ją wypełnić, stoi wysoki mężczyzna w czarnym smokingu o bardzo szerokich ramionach. Otwiera szuflady i zręcznie przesuwa palcami w rękawiczkach po przedmiotach, najwyraźniej szukając czegoś konkretnego. Kiedy wydaję z siebie cichy jęk, gwałtownie odwraca głowę w moją stronę, a ja zakrywam usta dłonią, gdy widzę parę przeszywających zielonych oczu wpatrujących się we mnie z czarnej kominiarki narciarskiej, którą ma na sobie.

– Kurwa – mamrocze, po czym porusza się o wiele szybciej, niż myślałam, że jego duża postura jest w stanie. Jego ruchy są jednak pełne gracji i nie mogę powstrzymać się od myśli, że wygląda jak bokser, tak silny i potężny, ale także pełen gracji i szybki. Najbardziej niebezpieczny rodzaj drapieżnika, krzyczy mi w głowie.

Zamyka drzwi i odwraca się z powrotem do mnie. Trudno powiedzieć, bo większość jego twarzy jest zakryta, ale wygląda na wkurzonego, naprawdę cholernie wkurzonego. Jego zielone oczy są twarde, a pełne usta zaciśnięte w wąską linię. To chyba nie jest najlepszy moment, żeby moja cipka przypomniała mi, że wcześniej nie doszłam, ale tak się dzieje. Czuję ciepło rozlewające się po moim ciele i bardzo znajomą wilgoć między nogami. Co do cholery ze mną jest? To nie jest reakcja, którą powinnam mieć, wchodząc na to, co jest najwyraźniej w toku włamania.

Kiedy nic nie mówi, tylko przygląda mi się tymi intensywnymi oczami, podnoszę ręce i nerwowo się śmieję. – Przepraszam. Po prostu wyjdę i udam, że nic nie widziałam, a ty możesz wrócić do robienia tego, co do cholery robiłeś, na co na pewno nie zwracam uwagi.

Cisza rozciąga się między nami i z jakiegoś niezrozumiałego powodu czuję, że muszę ją wypełnić.

– To znaczy, ci ludzie i tak są cholernie bogaci, prawda? A pan Potocki jest kompletnym zboczeńcem i zasługuje na wszystko, co go spotyka.

Lekko przekręca głowę, jakby nie mógł zrozumieć, co do cholery się dzieje, ani co powinien ze mną zrobić. Najwyraźniej moje wejście na jego skok nie było w planach na dzisiejszy wieczór. Stoimy tam, wpatrując się w siebie, kiedy dźwięk kroków dochodzących z korytarza sprawia, że moje serce prawie wyskakuje mi z cholernej piersi. Odwracam się z powrotem do złodzieja i nieświadomie robię w jego stronę krok.

Jego oczy rozszerzają się i szczerze mówiąc, jestem tak samo zdezorientowana jak on. Dlaczego instynktownie zbliżam się do złego faceta, szukając u niego ochrony i bezpieczeństwa? Czy nie powinnam krzyczeć i biec po pomoc?

16
Wysokość Wiersza
Grubość Czcionki

Katalog

Rozdział 1 Rozdział 2 Chapter 3Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7
Rozdział ósmy
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdzial 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdzial 41
Rozdzial 42
Rozdział 43
Rozdzial 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdzial 70
Rozdzial 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdzial 75
Rozdzial 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdzial 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdzial 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdzial 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Rozdział 114
Rozdział 115
Rozdział 116
Rozdział 117
Rozdział 118
Rozdział 119
Rozdział 120
Rozdział 121
Rozdział 122
Rozdział 123
Rozdział 124
Rozdział 125
Rozdział 126
Rozdział 127
Rozdział 128
Rozdzial 129
Rozdział 130
Rozdział 131
Rozdział 132
Rozdział 133
Rozdział 134
Rozdział 135
Rozdział 136
Rozdział 137
Rozdział 138
Rozdział 139
Rozdział 140
Rozdział 141
Rozdział 142
Rozdział 143
Rozdział 144
Rozdział 145
Rozdział 146
Rozdział 147
Rozdział 148
Rozdział 149
Rozdział 150
Rozdział 151
Rozdział 152
Rozdział 153
Rozdział 154
Rozdział 155
Rozdział 156
Rozdział 157
Rozdział 158
Rozdział 159
Rozdział 160
Rozdział 161
Rozdział 162
Rozdział 163
Rozdział 164
Rozdział 165
Rozdział 166
Rozdział 167
Rozdział 168
Rozdział 169
Rozdział 170
Rozdział 171
Rozdział 172
Rozdział 173
Rozdział 174
Rozdział 175
Rozdział 176
Rozdzial 177
Rozdział 178
Rozdział 179
Rozdział 180
Rozdział 181
Rozdział 182
Rozdział 183
Rozdział 184
Rozdział 185
Rozdział 186
Rozdział 187
Rozdział 188
Rozdział 189
Rozdział 190
Rozdział 191
Rozdział 192
Rozdział 193
Rozdział 194
Rozdział 195
Rozdział 196
Rozdział 197
Rozdział 198
Rozdział 199
Rozdział 200
Rozdzial 201
Rozdział 202
Rozdział 203
Rozdział 204
Rozdział 205
Rozdział 206
Rozdzial 207
Rozdział 208
Rozdzial 209
Rozdział 210
Rozdział 211
Rozdział 212
Rozdział 213
Rozdział 214
Rozdział 215
Rozdzial 216
Rozdział 217
Rozdział 218
Rozdział 219
Rozdział 220
Rozdział 221
Rozdział 222
Rozdział 223
Rozdzial 224
Rozdział 225
Rozdział 226
Rozdział 227
Rozdział 228
Rozdział 229
Rozdział 230
Rozdział 231
Rozdzial 232
Rozdział 233
Rozdział 234
Rozdział 235
Rozdział 236
Rozdział 237
Rozdział 238
Rozdział 239
Rozdział 240
Rozdzial 241
Rozdział 242
Rozdzial 243
Rozdział 244
Rozdział 245
Rozdział 246
Rozdzial 247
Rozdział 248
Rozdzial 249
Rozdział 250
Rozdział 251
Rozdział 252
Rozdział 253
Rozdział 254
Rozdział 255
Rozdział 256
Rozdział 257
Rozdzial 258
Rozdział 259
Rozdział 260
Rozdział 261
Rozdział 262
Rozdział 263
Rozdział 264

Udostępnij

Customer Service

Loading...