Chapter 145
Adam stał wyprostowany przy oknie sięgającym od podłogi do sufitu, jego imponująca sylwetka odcinała się od nocnego tła. W jego zimnych, obsydianowych oczach kryła się niebezpieczna nuta, obojętna, a zarazem groźna. "Naprawdę myślicie, że przeprosiny załatwią sprawę? Idźcie do domu."
Oczy Victorii napełniły się łzami, a rozpacz zmiękczyła jej głos. "Adamie, błagam cię. Henryk i ja trzymaliśmy cię