Rozdział 469 Już nie boję się grzmotu
Zanim zdążyłam dokończyć, wyszedł z prywatnej windy prezesa i pospiesznie przemknął przez tłum. On, zazwyczaj tak wytworny i władczy, teraz był zlany potem i w panice.
Jego uroda sprawiała, że nigdy nie ginął w tłumie.
Opuściłam telefon i ruszyłam w jego stronę, wpadając mu w ramiona i obejmując go w talii. Oparłam się o jego pierś i powiedziałam:
– Nic mi nie jest. Nie boję się burzy.
Minęły lata