212
Zaczyna się śmiać, najpierw cicho, budując na tym smutnym chichocie, ale potem wybucha pełnym, gardłowym śmiechem, odrzuca głowę do tyłu, a pięścią uderza w stół.
– Jesteś taki cholernie dziwny – burczę i kontynuuję układanie słoneczników.
– A ty nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa, ale mimo to tu jesteśmy.
– Te twoje dwuznaczne stwierdzenia mnie kiedyś zabiją, tancerzu. A propos słabego wz