Rozdział 0036
To była spokojna przejażdżka, nic nadzwyczajnego. Rześkie poranne powietrze już się ogrzewało. Dotarliśmy trochę za wcześnie, więc po zaparkowaniu motocykli usiedliśmy na ławce piknikowej, żeby dokończyć jedzenie. Słońce przyjemnie grzało mnie w twarz.
– Dzięki za babeczkę – powiedziałam do Ace’a.
– No cóż, nie tę miałaś. Wyniosłem ją ukradkiem, kiedy kucharki klęły na kogoś za podkradanie jedzeni